środa, 9 stycznia 2013

II


Czytając proponuję posłuchać TEGO lub TEGO. Sama nie wiem dlaczego. Po prostu kocham Ed'a. :)


            2 grudzień 2013

            S. jak... Nie, niemożliwe. Ona wyjechała. Zostawiła mnie i wyjechała. To nie mogła być ona, ale dlaczego S.? Dlaczego akurat ta litera? Jest ich w alfabecie ponad 30, więc dlaczego, do cholery, akurat S.?!
            Jakiś durny sms rozwalił  mnie na dobre. Co strach może zrobić z człowiekiem... A ja bałem się samego myślenia o tym pamiętnym dniu.
            A może S. to tylko ktoś, kto pomylił numery? Nie, raczej nie, przecież pisał do mnie, do Harry'ego, i doskonale wiedział, co wtedy zrobiłem. Tylko skąd? Przez prawie rok byłem pewny, że nikogo tam wtedy nie było, że uliczka była pusta. Ale ze mnie idiota! Przecież ktoś musiał zadzwonić na pogotowie, bo po minucie słyszałem sygnały karetki pogotowia i policji. Dlaczego nigdy o tym nie myślałem? To oczywiste, że ktoś tam był! Ktoś, kto mnie wtedy widział. Ktoś, kto wczoraj wysłał do mnie wiadomość. Tam był S.
            Nie, Harry, daj spokój!, skarciłem się w myślach, Nie ma żadnego S., ten sms był wytworem mojej wyobraźni. Przestań o tym myśleć i wróć do normalności.
            - Wychodzę! - usłyszałem krzyk z przedpokoju. Po chwili Louis wszedł do salonu, w którym siedziałem, uśmiechnięty od ucha do ucha. - Zrób sobie za chwilę obiad, Styles. Byłem tak dobry i zostawiłem trochę w mikrofalówce.
             - Nie jesteś moją matką, Tomlinson.
            Usłyszałem jego dźwięczny śmiech, który, nawet kiedy Louis wyszedł z domu, słyszałem przez kilka sekund.
            Denerwowałem się coraz bardziej, bo psuł mi się obraz w telewizorze. Pieprzona plazma. W końcu nie wytrzymałem. Rzuciłem pilotem o ścianę, wcześniej wyłączając na dobre telewizor. Nie chciałem być w tym domu. Miałem dość. Nie rzuciłem nawet okiem na obiad, który zostawił mi Lou, co nie było w moim zwyczaju, i wyszedłem z domu, zarzucając na siebie kurtkę i wkładając szybko buty.
            Wszedłem do samochodu, włożyłem kluczyk w stacyjkę i... nic więcej nie zrobiłem. Tylko siedziałem i patrzyłem przed siebie. Uderzałem dłońmi w kierownicę i na chwilę się wyłączyłem. Przede mną rozciągał się największy w Londynie park, ale ja skupiłem swój wzrok na jednej parze: na chłopaku i dziewczynie, idących obok siebie. O coś się kłócili. Nagle chłopak złapał dziewczynę za talię i przyciągnął do siebie i, mimo że nadal chciała krzyczeć, pocałowała go. Chyba oby dwoje mieli dość tej sprzeczki.
         


            "24 grudzień 2012 

            - Jesteś straszny. Prymityw.
            - Prymityw?
            - Tak, prymityw. Nieznośny prymityw.
            - Ja, Harry, mówić, że ty ładnie pachnieć?
            - To jest "prysznic". Mydło, ciepła woda.
            - Nagie ciało, czuję klimat.
            - Idiota! - miała załzawione od śmiechu oczy, kiedy rzucała we mnie poduszką.
            Złapałem poduszkę w locie i odrzuciłem gdzieś za siebie - kogo w takim momencie interesowałaby jakaś poduszka? Podszedłem do Niej szybko, a ona momentalnie przestała się śmiać. Podniosłem ją do góry z podłogi, na której siedziała. Owinęła nogi wokół mnie. Podszedłem i przyparłem ją do ściany. Przygwoździłem jej ręce, więc opierała się na mnie tylko na swoich nogach.
            Zdawała się nie oddychać. Spojrzałem na jej twarz. Miała szeroko otwarte oczy. Piękne, czarne oczy. 
            Nachyliłem się do jej ucha.
            - Możesz powtórzyć, bo nie dosłyszałem? - wyszeptałem do jej ucha, a ona zadrżała."


         
            Moje wspomnienia przerwał dźwięk sms'a. W jednej sekundzie krew odpłynęła mi z twarzy i zrobiłem się cały mokry. A jeśli S. chce pieniędzy? Paul kontroluje moje konto, jak miałbym wziąć kasę?
            Jak się okazało - wcześniej jednak odgryzłem sobie kawałek paznokcia, a moje połykanie śliny było słychać z kilometra - wiadomość była od Niall'a, którego przy najbliższej okazji zabiję.
            Podniosłem głowę do góry. Pary, która przywołała falę wspomnień, już nie było. Robiło się ciemniej, a dzieci zaczęły się rozchodzić do domów.
            To, co zobaczyłem chwilę później, zmroziło mi krew w żyłach. Ostatni raz czułem się tak miesiąc temu, kiedy jadąc, zauważyłem kota na drodze. Kot ocalał i wesoły wrócił do domu. Ja i mój piękny samochód wylądowaliśmy na jednej z latarni ulicznych. Na (nie)szczęście ucierpiało tylko Porsche.
            Mała, żółta karteczka powiewała na wietrze, włożona za przednią wycieraczkę. Miałem wrażenie, że pięknie wykaligrafowane imię HARRY na mnie patrzyło. Co się ze mną dzieje?
            Powoli wypełzłem z auta i wyciągnąłem rękę do kartkę. Nie mogłem uwierzyć, jak komuś udało się włożyć tak to małe gówno!

            Spragniony wrażeń? Spodziewałeś się wiadomości od kogoś innego niż od Niall'a? Może ode mnie? Jeszcze nie, Harry. Jeszcze nie. Ale nie martw się! Później pogadamy.
                                                                                                S. 




No i to było chyba na tyle, jeśli chodzi o rozdział 2. 
Z góry przepraszam za tę nudę, bo wiem, że to jeszcze w żadnym stopniu nie jest ciekawe, ale obiecuję, że się trochę rozkręci. Przysięgam. :)
Jeśli chcecie do mnie napisać, można to zrobić na twitterze (TUTAJ), chociaż wątpię, żeby ktoś chciał to zrobić. 
Ten fragment ze wspomnienia jest inspirowany powieścią "Jutro", nie pamiętam jaką częścią, oraz jednym z imaginów, które przeczytałam. x
Prosiłabym, żeby osoby, które przeczytały ten post, zostawiły po sobie jakiś ślad (najlepiej w formie komentarza). I Byłabym wdzięczna, gdyby komentarzy było co najmniej 10. Chyba nie jestem wymagająca? :)
Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam i nie zanudziłam na śmierć. 
Do następnego! xx
xoxo, Sylwia
PS. Byłabym bardzo szczęśliwa, gdybyście wciskali 'TAK' lub "NIE', które są poniżej. Z góry dziękuję. x
Poza tym, bardzo dobrze, że Wam się kojarzy z Pretty Little Liars. ;)